http://www.facebook.com/pages/Great-Puzon/209626362436461 - zapraszam na naszego Facebook'a.

środa, 12 października 2011

Płyta "The Rip Tide", Beirut.

       
   

Moja pierwsza fascynacja Beirutem miała miejsce jakiś rok temu. Zaczęło się od oczywiście najbardziej znanego singla zespołu, czyli Elephant Gun, który swoją pozytywną energią porywa i przenosi w iście bałkański klimat, co zresztą typowe dla tego zespołu. Absolutnie uwiódł mnie swoim melancholijnym głosem Zach Condon (tak, to jest jego prawdziwe nazwisko...), czyli frontman Beiruta. A zaraz za głosem zwróciła moją uwagę jego nieco narkotyczna fizjonomia i świetne tatuaże na nadgarstkach w postaci trąbek. Poza wokalem Zach gra także na ukulele, co, nie ukrywam, też sprawia, że mam do niego słabość. Zresztą brzmienie ukulele jest charakterystyczne w muzyce zespołu na równi z puzonem.

Beirut, a w zasadzie sam Zach, zaczął swoją przygodę od muzyki elektronicznej w technice lo-fi. Warto zaznaczyć, że Condon miał wówczas zaledwie 15 lat. Legenda głosi, iż w wieku 16 lat uciekł z domu, aby móc podróżować po Europie. Nie wiem ile w tym prawdy, jednak jego pierwszy niemal samodzielnie nagrany w domu longplay, The Gulag  Orkestar, to typowo bałkański krążek. Wpływy muzyki południowo-wschodniej Europy są tam ewidentne od początku do końca. Zresztą inspiracją dla Zacha były utwory Bobana Markovića i Gorana Bregovića.

Dla mnie najlepszą płytą Beiruta jest The Flying Club Cup, na której znajdują się takie utwory, jak Nantes czy Sunday Smile. Jednak tak naprawdę zespół zachwyca dopiero na koncertach. W Polsce Beirut był dwa razy: w 2007 roku na poznańskim festiwalu Malta, gdzie publiczność zachowywała się niemalże jak w transie; a także w warszawskim klubie Stodoła w 2010 roku. Miałam okazję oglądać relację z pierwszego koncertu i szczerze żałowałam, że nam nie byłam. Atmosfera była niesamowita, a Beirut grał lepiej niż na płytach! Na koncertach można usłyszeć też utwory, które do tej pory nie znalazły się ani na longplayu ani na żadnej epce, takie jak Siki Siki Baba (zupełnie inne oblicze zespołu, absolutny klimat bałkańskiego wesela i kompletnego szaleństwa).

Utwór, który zamieściłam na blogu, czyli East Harlem też długo należał do piosenek, które nie były na żadnym krążku, choć moim zdaniem należy do najciekawszych i najlepszych kawałków zespołu. Jednak w sierpniu tego roku zespół wydał kolejny, profesjonalny longplay, The Rip Tide, na którym znalazła się powyższa piosenka. Ale nowa płyta nieco mnie rozczarowała. O ile poprzednie krążki z każdym kolejnym wprowadzały nieco świeżości, były energiczne, a ich słuchanie sprawiało mi prawdziwą przyjemności, o tyle ten krążek świadczy dla mnie o niepokojącej stagnacji i trochę męczy. Być może wiąże się to z tym, że miałam naprawdę wysokie oczekiwania wobec ulubionego zespołu. Płyta nie jest zła, jednak brakuje mi na niej świeżości. Jedyną nowością jest jedynie większy udział instrumentów klawiszowych, jednak niczym nie zaskakuje ani nie porywa. Zbyt zachowawcza jest dla mnie także oprawa graficzna krążka, która ogranicza się do napisu na zielonym tle. Ale na ewentualny koncert w Polsce pewnie się wybiorę, żeby przekonać się, czy moje odczucia związane z nową płytą pokryją się z wykonaniem koncertowym. A teraz pozostawiam was z muzyką Beiruta i okładkami płyt (tak dla porównania).


2 komentarze:

  1. Chyba w wolnej chwili przesłucham sobie na spokojnie jakieś kawałki tego zespołu, bo ten tutaj wpada w ucho :) Wprawdzie nie do końca moje klimaty, trochę za mało tak zwanego "wykopu", ale gust jest od tego, żeby go kształtować i nie zanudzić na śmierć.

    Skoro już tu jestem, to wspomnę, że odnoszę wrażenie, iż w tekście za mało jest o samej muzyce, a za dużo... o wszystkim innym. Zastanawiam się też, czy każdy wpis będzie utrzymany w klimacie "moim zdaniem", czyli bardzo dużo prywatnych wrażeń. Nie znam się zupełnie na recenzowaniu muzyki, więc tak tylko rzucam w przestrzeń ^^

    Będę tu zaglądać - choćby w celu pielęgnowaniu muzycznego gustu. No i mogę zaspamować niecną reklamą, ha ha! [www.butelka-rudego.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak na dobrą sprawę to te dwa pierwsze posty są takie trochę próbne, pisane w pośpiechu, więc marnej jakości. Ale być może w weekend przysiądę do porządnej recenzji. Dopiero się uczę.

    OdpowiedzUsuń